Lech Poznań rzutem na taśmę pokonał Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:1 (1:0). Zwycięską bramkę w doliczonym czasie gry, tuż przed końcowym gwizdkiem, zdobył strzałem z rzutu wolnego Mateusz Możdżeń. Wcześniej dla gospodarzy gola strzelił Hubert Wołąkiewicz z rzutu karnego, dla gości Przemysław Pietruszka.
Po poniedziałkowym meczu z Widzewem Łódź, w którym poznaniacy dali sobie wydrzeć zwycięstwo, nastroje w zespole Kolejorza nie były najlepsze. Trener Mariusz Rumak zapewniał na przedmeczowej konferencji, że nie stracił kontroli nad drużyną, a piłkarze chcą jak najszybciej się zrehabilitować w oczach kibiców. Przeciwnikiem było Podbeskidzie Bielsko-Biała, przedostatni zespół w ligowej tabeli, ale jak pokazało spotkanie w Łodzi, nawet outsider potrafi sprawić spore kłopoty Lechowi.
Trener Rumak zaskoczył składem. Wobec absencji za kartki Łukasz Trałki i kontuzji Szymona Pawłowskiego postawił na bardzo ofensywne ustawienie. Dość powiedzieć, że w wyjściowej jedenastce wystąpiło tylko trzech typowo defensywnych piłkarzy. Środek pola tworzyli Karol Linetty i Kasper Hämäläinen, lepiej czujący się w ofensywie. Jako środkowy pomocnik zagrał Dawid Kownacki, który w dniu swoich 17. urodzin po raz pierwszy zagrał w podstawowym składzie. Dodajmy do tego Gergő Lovrencsicsa i Daylona Claasena na skrzydłach i Łukasza Teodorczyka na szpicy i mamy na boisku niemal wszystkich ofensywnych zawodników Lecha. Fani mogli spodziewać się albo powtórki z kanonady z Piastem, albo kompletnego chaosu.
Już na początku meczu Lech stworzył sobie dobrą okazję do strzelenia gola. Linetty uruchomił na skrzydle Claasena, ten dośrodkował w pole karne, a tam natychmiast uderzał Kownacki, niestety obok słupka. Na kolejną sytuację kibice musieli czekać do 19. minuty. Wtedy na strzał z dystansu zdecydował się Lovrencsics, ale z kłopotami obronił Richard Zajac. Odpowiedź Podbeskidzia była natychmiastowa. Świetne podanie Macieja Iwańskiego między obrońców Kolejorza, Mateusz Stąporski znalazł się oko w oko z Maciejem Gostomskim, lecz bramkarz poznaniaków sparował strzał pomocnika gości, a całą sytuację wyjaśnił Hubert Wołąkiewicz.
Chwilę później Kownacki przeprowadził indywidualną akcję, podał do będącego w polu karnym Claasena, ale skrzydłowy z RPA wyrzucił się z piłką do boku i trafił jedynie w boczną siatkę. W 31. minucie Lech w końcu zdobył bramkę. Cała sytuacja rozpoczęła się od złego wyprowadzenia piłki przez Zajaca. Podanie przejął Lovrencsics, pobiegł z futbolówka skrzydłem i dośrodkował. W polu karnym do piłki wystartowali Kownacki i Dariusz Pietrasiak. Obrońca Podbeskidzia wszedł wślizgiem, co prawda nie trafił bezpośrednio, jednak spowodował upadek młodego napastnika Lecha. Sędzia Adam Lyczmański bez wahania wskazał na jedenasty metr. Rzut karny pewnie wykorzystał Wołąkiewicz.
Podbeskidzie mogło wyrównać po groźnej sytuacji Stąporskiego, który został w ostatniej chwili zablokowany przez obrońców. Do przerwy już więcej się nie zdarzyło i Lech skromnie prowadził. Poza wynikiem trudno jednak było się doszukiwać pozytywów. Wiele było niedokładności i strat, zwłaszcza w środku pola. Sytuacje, jakie mieli lechici wynikały raczej z indywidualnych zrywów niż przemyślanych akcji, a bramka padła po błędzie bramkarza i obrońcy gości.
Początek drugiej połowy to niemal kopia pierwszej. Znowu Kolejorz miał doskonała okazję do zdobycia bramki i ponownie nie potrafił jej wykorzystać. Dwójkową akcję przeprowadzili Barry Douglas i Teodorczyk, ale Szkotowi w momencie oddawania strzału piłka odskoczyła na nierówności murawy i źle w nią trafił.
Kolejne minuty to momenty wyrównanej gry, z lekką przewagą gości. Lechici zapomnieli jak oddanie inicjatywy skończyło się w Łodzi, tym razem także zostali za to skarceni. W 63. minucie Marek Sokołowski wymanewrował w środku pola Hämäläinena i Linetty’ego, podał do Przemysława Pietruszki, który mając miejsce i czas idealnie przymierzył z ponad 30 metrów. Piłka trafiła prosto w okienko bramki Lecha, ponad rozpaczliwie interweniującym Gostomskim. Wydaje się, że golkiper poznaniaków był za bardzo wysunięty, co skrzętnie wykorzystał pomocnik Podbeskidzia.
Lechici wydawali się zaskoczeni straconą bramką, a Podbeskidzie chwilę później mogło nawet prowadzić. Kolejne dobre podanie Iwańskiego otworzyło drogę do bramki Piotrowi Malinowskiemu. Napastnik gości będąc sam na sam z Gostomskim jednak nie potrafił go pokonać. Bramkarz Lecha w części zrehabilitował się za zachowanie przy straconym golu.
W 73. minucie gospodarze w końcu się otrząsnęli i stworzyli dobrą okazję. Ze skrzydła dośrodkowywał Douglas, w polu karnym do piłki wystartowali Teodorczyk i Zajac, a piłka po interwencji golkipera Podbeskidzia trafiła w poprzeczkę. Po rzucie rożnym głową strzelał Kownacki, ale nie trafił w światło bramki.
Dziesięć minut później dwie dobre okazje miał Lovrencsics, pierwsze uderzenie obronił Zajac, a poprawkę zablokowali obrońcy Podbeskidzia. Lechici w końcowych minutach dominowali, praktycznie nie schodzili z połowy przeciwnika, lecz nic nie wynikało z niezliczonej ilości wrzutek w pole karne i jego pobliże. I kiedy kibice już pogodzili się z kolejną kompromitacją i przygotowywali do wygwizdania piłkarzy, a przede wszystkim trenera, byliśmy świadkami cudu. Bo jak inaczej można nazwać zdobycie zwycięskiego gola tuż przed końcowym gwizdkiem? Ale po kolei…
Sędzia Lyczmański doliczył trzy minuty, jednak w tym czasie mieliśmy zamieszanie, kiedy urazu doznał Anton Sloboda. Kiedy na zegarze była niemal 95. minuta Lech po raz ostatni wrzucał piłkę, ta została wybita, ale przy okazji został popchnięty tuż przed polem karnym Dariusz Formella. Odgwizdanie rzutu wolnego wywołało spore protesty wśród gości. To była ostatnia szansa Lecha na uratowanie twarzy. Do piłki podszedł Możdżeń i… uderzył idealnie, nad murem, w okienko. Błąd popełnił Zajac, który tylko odprowadził piłkę wzrokiem. To co działo się potem trudno opisać. Ogromna radość, niemal euforia piłkarzy, do której dołączył także trener Rumak. Trudno mu się dziwić, ten strzał mógł uratować posadę szkoleniowcowi. Pytanie na jak długo?
Mecz z Podbeskidziem nie był udany dla Lecha. W porównaniu ze spotkaniem z Piastem piłkarze zagrali bardzo słabo. Brakowało równowagi pomiędzy formacjami, na boisku było za dużo ofensywnych zawodników, którzy myśleli o grze do przodu, a nie było komu odbierać piłki. Eksperyment z ustawieniem Hämäläinena jako defensywnego pomocnika kompletnie nie wyszedł. Fin nie ma pojęcia o grze na tej pozycji, nie może też wtedy pokazać swoich ofensywnych walorów. W parze z Linettym, dla którego środek to tez nie jest optymalne ustawienie, prezentowali się fatalnie. To po ich błędach goście wyrównali. Po raz kolejny byliśmy świadkami występu Claasena, bo w jego przypadku o grze trudno mówić. Po kolejnych zmarnowanych przez niego kontrach nie wytrzymał trener i przed godziną gry zastąpił go Formellą. Tym razem swojego dnia nie miał też Teodorczyk, który tradycyjnie walczył z przodu, ale za rzadko dochodził do sytuacji. Defensywa znowu popełniała proste błędy w komunikacji.
Wyróżnić można Kownackiego, który walczył, starał się być aktywny, sprytnie wywalczył rzut karny. Lovrencsics kilka razy szarpnął na skrzydle i do końca niepokoił obrońców gości dośrodkowaniami, chociaż ich celność pozostawiała sporo do życzenia. Pochwały, ale jedynie za bramkę, należą się też Możdżeniowi.
Szczęśliwe zwycięstwo z przedostatnią drużyna w tabeli chwały Kolejorzowi nie przynosi. Ciężko także mówić o jakiejś dobrej formie i stylu, a eksperymenty trenera Rumaka nie przynoszą efektów (dość powiedzieć, że Hämäläinen od początku rundy wiosennej zagrał już na trzech pozycjach). Szkoleniowiec Lecha póki co może chyba być spokojny o posadę, ale już za tydzień mecz z Lechią Gdańsk, która postawi trudniejsze warunki niż Podbeskidzie. A wtedy szczęście to może być za mało, żeby wygrać…
Lech Poznań – Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:1 (1:0)
Bramki: 1:0 Wołąkiewicz (31.-karny), 1:1 Pietruszka (63.), 2:1 Możdżeń (90+6.)
Lech: Maciej Gostomski – Mateusz Możdżeń, Hubert Wołąkiewicz, Marcin Kamiński, Barry Douglas (75. Luis Henriquez) – Karol Linetty, Kasper Hämäläinen – Gergő Lovrencsics, Dawid Kownacki, Daylon Claasen (58. Dariusz Formella) – Łukasz Teodorczyk
Podbeskidzie: Richard Zajac – Tomasz Górkiewicz (75. Mateusz Kupczak), Dariusz Pietrasiak, Błażej Telichowski, Frank Adu Kwame – Maciej Iwański, Anton Sloboda – Marek Sokołowski, Mateusz Stąporski (61. Jan Blażek), Przemysław Pietruszka – Sebastian Bartlewski (46. Piotr Malinowski)
Żółte kartki: Hubert Wołąkiewicz, Luis Henriquez, Kasper Hämäläinen – Marek Sokołowski, Anton Sloboda
Widzów: 18.923
Sędzia: Adam Lyczmański (Bydgoszcz).