Maciej Skorża - fot. screen z LechTV
Maciej Skorża - fot. screen z LechTV
Maciej Skorża – fot. screen z LechTV

Lech Poznań od pierwszego września ma swojego wymarzonego trenera – Macieja Skorżę. Szkoleniowca, który ma przywrócić Kolejorza z powrotem na właściwe tory tzn. sprawić, by zespół grał skutecznie, widowiskowo, walczył z Legią o mistrzostwo Polski i z powodzeniem rywalizował w europejskich pucharach. Tylko, że rzeczywistość może okazać się brutalna.

Trener Skorża sam chyba nie spodziewał się, że początki w Lechu będą tak trudne. A wręcz tragiczne. Szkoleniowiec miał mieć dwa tygodnie na spokojną pracę z drużyną podczas przerwy na mecze reprezentacyjne. Tylko, że kontuzje i wyjazdy kadrowiczów sprawiły, że na zajęciach brakowało zawodników do gier treningowych. Stąd powołanie sporej ilości piłkarzy z rezerw i zespołów juniorskich, którzy jak się później okazało, nie znaleźli uznania w oczach Skorży. Do tego wirus FIFA zaatakował tym razem Kaspra Hämäläinena, który miał być przedłużeniem ręki trenera na boisku. Dodajmy do tego urazy Karola Linettego i Luisa Henriqueza, kartkową absencję Tomasza Kędziory, brak chorego Jasmina Buricia i sprzedanego Łukasza Teodorczyka i mamy pół drużyny z początku sezonu. Pół podstawowego składu! A jak wiadomo kadra zespołu nie jest liczna i każdy ubytek odciska swoje piętno.

Ale pomimo tego Skorża nie spodziewał się chyba tak tragicznego meczu z Jagiellonią Białystok. Lechici zagrali bodaj najgorszy mecz w tym sezonie! Ta drużyna potrzebuje głębszych zmian. To nie jest tylko kwestia zmiany mentalności czy korekty taktyki. Tu nie zadziała efekt nowej miotły. Skorża być może stanął przed najtrudniejszym egzaminem trenerskim w swojej karierze. Musi budować zespół praktycznie od podstaw, operować na żywym organiźmie, nie mając ani czasu (jesteśmy w trakcie sezonu) ani środków (okienko transferowe się zamknęło, w rezerwach nie ma piłkarzy zdolnych wygryźć tych z pierwszego składu).

Co może zrobić trener z tak rozbitą fizycznie i psychicznie drużyną? Na początek chociażby sprawić, żeby na nowo chcieli ze sobą grać, ale też lubić przebywać w swoim towarzystwie. Stąd dobry, według mnie, pomysł z trzydniowym mini-zgrupowaniem z dala od Poznania. Dotychczas nie było okazji, w pełnym, możliwym, składzie odbyły się tylko dwa treningi, więc to szansa, by w spokoju popracować, poznać się nawzajem, a także przekazać zespołowi swoje wytyczne.

Ale panowie piłkarze mieli chyba inne plany na najbliższy tydzień, bo Krzysztof Kotorowski stwierdził, że ten wyjazd nie jest potrzebny: – No cóż, trener zdecydował, więc jedziemy. Z mojej perspektywy nie wiem, czy to jest potrzebne. Trener zażyczył sobie takiego zgrupowania. Przyznam, że czytając te słowa oczy zrobiły mi się wielkie jak spodki. Że co? Piłkarz robi łaskę, że pojedzie na zgrupowanie? Przecież to jawne podważanie decyzji szkoleniowca. Jak widać piłkarze są bardzo rozpieszczeni po poprzednim sztabie, który na zbyt wiele pozwalał. Teraz Skorża chciał zawodników od razu wziąć do galopu, co spowodowało niezadowolenie najstarszego w stadzie. Oby nie był on głosem całej watahy, bo jeśli tak jest to jeszcze długo kibice nie zobaczą drużyny. Tylko jednostki.

Doprawdy ciężko zrozumieć jak nagle wszyscy zapomnieli grać w piłkę. Niemożliwym jest, by w tak krótkim czasie większość piłkarzy tak obniżyła formę. Problem nie siedzi w nogach, chyba też już nawet nie w głowach. Potrzeba silnego wstrząsu, który przywróci myślenie w zespole. Prawidłowe myślenie. Nie o tym, „czy się stoi, czy się leży, duża kasa się należy”, ale, „żeby zarobić, to trzeba się narobić”. Na boisku. Panowie piłkarze, przestańcie ciągle gadać, że musicie wyciągnąć wnioski z nieudanych meczów (już cztery z rzędu bez zwycięstwa). Wyciągnijcie je w końcu i zacznijcie grać. A nie przynosić wstyd tym barwom.

A do Macieja Skorży osobny apel: Panie trenerze! U mnie ma Pan czystą kartę, nie obchodzą mnie Pana poprzednie niefortunne wypowiedzi dotyczące Lecha. Oczekuję tylko, że weźmie Pan, razem ze swoim sztabem, rozkapryszonych i rozpieszczonych piłkarzy za fraki i postawi do pionu! I oby panowie Rutkowscy pomagali, a nie przeszkadzali. Bo jak śpiewał „klasyk”: – To, co chciałbym widzieć, LECH na ligowym szczycie, nagłówków pełne strony, LECH niezwyciężony! – a za rok – Dla nas Europy bramy, w Champions League zagramy, jak Wielkopolskie gromy, LECH niezwyciężony!

I tego sobie oraz wszystkim kibicom życzę…

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments