– Na razie jeszcze nie ma dramatu w tabeli, ale jeśli utrzymamy tę złą passę, może się zrobić bardzo niewesoło. Nie po to jednak przychodziłem, by patrzeć jak nas każdy po kolei bije – mówi w rozmowie z weszlo.com Krzysztof Pawlak, trener Warty Poznań.

Szkoleniowiec Zielonych w obszernym wywiadzie opowiada między innymi o niemiłym rozstaniu z Lechem Poznań, którego był trenerem od lipca 1997 do marca 1998.

– Początek tego wszystkiego to na pewno praca z Lechem. To była bardzo trudna sytuacja, nie do końca mogliśmy się dogadać z włodarzami klubu, potem odejście też nie wyglądało tak jak powinno… (chwila ciszy) Obóz zimowy w Wiśle, przyjechało trzech działaczy oraz dziennikarz, krakowska Wisła rozpoczynała wtedy budowę tego silnego zespołu na lata, piłkarze mieli oferowane umowy nawet na pięć sezonów. Przyjechał Zdzisiu Kapka, byli nasi działacze, wszyscy stawili się na miejscu, by dobić targu za Bartka Bosackiego. Pamiętam, że Bartek przyszedł do mnie po radę. Powiedziałem mu, że mamy fajny zespół, walczymy o wysokie cele, ale zrobi to co uważa za słuszne. Bartek się nie zgodził i od tego czasu działacze jedynie czekali, żebym się wyłożył. I potknąłem się szybciutko, w drugim meczu. Najpierw było spotkanie z KSZO, zremisowane 1:1 i już pojawiły się przeogromne pretensje, dlaczego grał ten, a nie tamten, dlaczego tak, a nie inaczej. Graliśmy przeciętnie, ale mieliśmy swoje okazje, bez znaczenia, skończyło się remisem. No i przyjechał Widzew, bardzo silny, z Andrzejem Kobylańskim, który strzelił bramkę przewrotką, drugą dołożył Siadaczka w okno i przegraliśmy. 

We wtorek przyszedłem normalnie na zajęcia, przyszedł dyrektor Jakubczak, skinieniem głowy poprosił mnie do swojego pokoju i dostałem wypowiedzenie. W dodatku z uzasadnieniem, z którym się nie mogłem w żaden sposób zgodzić. Zwołałem wtedy konferencję prasową, żeby oczyścić swoje imię i obaliłem wszystkie zarzuty, jakie się wobec mojej osoby pojawiały. Mieszkam w Poznaniu, chciałem, żeby kibice wiedzieli, jak to wygląda naprawdę, bo to co robiłem, robiłem z pełnym zaangażowaniem, wykorzystując to co dała mi szkoła, to co dały mi studia, boisko oraz obcowanie z wielkimi trenerami. Nie musiałem się tego wstydzić. Potem sezon pracowałem jako asystent Jurka Kasalika w Aluminium Konin, dotarliśmy do finału Pucharu Polski i przegraliśmy słynny mecz na Bułgarskiej z Amiką Wronki, no i dostałem propozycję z Bełchatowa. Zrezygnowałem po bodajże siedmiu kolejkach, zupełnie nam tam nie szło, mimo wysokich oczekiwań.

Pawlak mówi także dlaczego zdecydował się na pracę w Warcie. – Propozycję przyjąłem bez szemrania, nie negocjowałem nawet specjalnie. Potrzebowałem tego, żeby znów wyskoczyć. Miałem oferty z niższych lig, ale nie chciałem powtórzyć tego błędu, spaść z tej większej karuzeli. Przeważył chyba też ten sentyment, mieszkam dwa kilometry od stadionu, były momenty, gdy codziennie pojawiałem się tutaj na obiektach, czy na boiskach, czy na kortach. Już w 1992 siedziałem w tym pomieszczeniu co teraz, wtedy jako asystent trenera Samolczyka. Daj Bóg, by to była obopólna korzyść – ma nadzieję Pawlak.

Link do wywiadu: Pięć kilo z Portugalią, cztery i pół z Anglią

fot. Roger Gorączniak

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments