Źródło: T-Mobile Ekstraklasa / X-news
Źródło: T-Mobile Ekstraklasa / X-news

W 2. kolejce T-Mobile Ekstraklasy Lech Poznań zremisował na własnym stadionie z Cracovią Kraków 1:1. Bramki zdobyli Vojo Ubiparip dla gospodarzy i Saidi Ntibazonkiza dla gości. Kolejorz po raz drugi z rzędu podzielił się punktami z przeciwnikiem i pozostaje bez wygranej w lidze.

Mając w perspektywie czwartkowy mecz Ligi Europy z Żalgirisem Wilno trener Mariusz Rumak zdecydował się na sporą rotację w składzie. Do bramki wrócił Krzysztof Kotorowski za Jasmina Buricia, a na środek obrony Manuel Arboleda w miejsce Marcina Kamińskiego. Na prawej stronie defensywy kibice mogli zobaczyć po raz pierwszy w tym sezonie Kebbę Ceesaya, wracającego po kontuzji. Z kolei Mateusz Możdżeń został przesunięty do linii pomocy. Ponadto na ławce rezerwowych miejsca zajęli Szymon Drewniak, Kasper Hämäläinen, Vojo Ubiparip oraz Łukasz Teodorczyk, szansę od pierwszych minut dostali za to Kamil Drygas, Gergo Lovrencsics i Bartosz Ślusarski.

Początek meczu był dość leniwy w wykonaniu obu zespołów, wpływ na to zapewne miała pogoda. W ten weekend w Wielkopolsce było bardzo upalnie, skoro na trybunach człowiek czuł się jak w saunie, to na murawie nie mogło być lepiej. Na boisku dominowała walka, ale niewiele z niej wynikało. Akcje były rwane, podania niedokładne. Kibiców z sennego nastroju próbowali wyrwać Lovrencsics, ale strzelił z nieprzygotowanej pozycji w trybuny, oraz Pawłowski, który za długo zwlekał z uderzeniem i został zablokowany w polu karnym. Cracovia odpowiedziała jedynie niecelną próbą z dystansu Krzysztofa Danielewicza.

Lech najlepszą okazję miał w 32. minucie, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Pawłowskiego dobrą okazję miał Arboleda, ale nieczysto trafił w piłkę w polu karnym. Chwilę później Kolejorz przeprowadził szybką kontrę, ale zamiarów kolegów nie zrozumiał Możdżeń i szansa została zaprzepaszczona. Do końca pierwszej połowy nie działo się już nic godnego uwagi i trudno się dziwić, że piłkarzy schodzących do szatni pożegnały gwizdy publiczności.

To było chyba najgorsze 45 minut Lecha za kadencji Rumaka. Piłkarze grali wolno i niedokładnie, zazwyczaj podawali piłkę do najbliższego partnera albo do tyłu. Brakowało pomysłu na grę, skrzydła nie funkcjonowały, a próby akcji środkiem pola z góry skazane były na niepowodzenie. Trudno kogokolwiek wyróżnić w drużynie Lecha, wszyscy piłkarze dostosowali się do mizernego poziomu spotkania.

Jeśli kibice sądzili, że w drugiej odsłonie meczu poznaniacy zagrają lepiej to srodze się rozczarowali. Nadal byliśmy świadkami słabej gry w wykonaniu obu zespołów, a serca kibiców zabiły mocniej tylko raz w ciągu pół godziny, kiedy po dośrodkowaniu Ceesaya nożycami próbował uderzać Pawłowski, ale strzał był niecelny.

Emocje zaczęły się dopiero w ostatnim kwadransie meczu. W 75. minucie Kotorowski bez problemów złapał dośrodkowanie z rzutu wolnego, ale przy próbie wybicia piłki przeszkadzał mu Marcin Kuś. Sędzia Paweł Raczkowski pokazał mu żółtą kartkę, a że było to już drugie takie upomnienie, obrońca Cracovii musiał opuścić boisko. W 81. minucie Milos Kosanović próbował strzelać z rzutu wolnego, ale Kotorowski spokojnie złapał piłkę. W odpowiedzi po akcji Hämäläinena z Lovrencsicsem Węgier przegrał pojedynek sam na sam z Krzysztofem Pilarzem.

Dwie minuty później Lech zdobył upragnioną bramkę. Po indywidualnej akcji sprzed pola karnego uderzył Ubiparip. Strzał był mocny, ale jak najbardziej do obrony dla bramkarza, dlatego dziwią pretensje Pilarza do obrońców po golu. Lechici chcieli pójść za ciosem, ale dwie minuty później golkiper Pasów dwukrotnie bronił strzały lechitów.

Kiedy wydawało się, że Lech dowiezie korzystny wynik do ostatniego gwizdka zaskakujący strzał z dystansu oddał Ntibazonkiza. Piłka ku zaskoczeniu wszystkich, a najbardziej Kotorowskiego, wpadła do bramki. Kuriozalny gol, ogromny błąd bramkarza Lecha. Co prawda ten strzał można było przeciąć wcześniej, jednak brak jakiejkolwiek reakcji doświadczonego golkipera gospodarzy nie wystawia mu najlepszego świadectwa. Lechici próbowali jeszcze zdobyć zwycięską bramkę w doliczonym czasie gry, ale po dośrodkowaniu Ubiparipa w ostatniej chwili zablokowany został Hämäläinen. Chwilę później sędzia zakończył ten słaby mecz i Lech ku rozczarowaniu kibiców zaledwie zremisował z beniaminkiem T-Mobile Ekstraklasy.

Po tak fatalnym spotkaniu trudno kogokolwiek wyróżnić w zespole Lecha. Niestety piłkarze, którzy grali ostatnio mniej lub wcale pokazali, że nie są jeszcze przygotowani do sezonu. Kotorowski, który wygrał rywalizację o miejsce w składzie, puścił kuriozalnego gola i ponownie odżyły dyskusje o hierarchii bramkarzy. Obrona nie miała wiele pracy, jednak boczni obrońcy rzadko włączali się do akcji ofensywnych. Drygas, tak chwalony za poprzedni sezon, notował mnóstwo strat i podań do tyłu. Możdżeń nie stwarzał żadnego zagrożenia na skrzydle, zresztą to samo można napisać o Lovrencsicsu. Pawłowski ustawiony na środku pomocy, podświadomie uciekał na skrzydło, Ślusarski odcięty od podań nie mógł zaistnieć. Ciepłe słowo należy się jedynie Ubiparipowi, który tym razem otrzymał szansę na szpicy i strzelił gola. Gołym okiem widać, że większość piłkarzy jeszcze nie odnalazła formy, problemy z kontuzjami i nieprzepracowaniem okresu przygotowawczego dają o sobie znać. Trener Rumak musi szybko znaleźć receptę na słabą grę swoich podopiecznych, ale czasu między kolejnymi meczami jest naprawdę mało. W czwartek przecież już wyjazd do Wilna na ważny mecz Ligi Europy z Żalgirisem.

Lech Poznań – Cracovia Kraków 1:1 (0:0)

Bramki: 1:0 Vojo Ubiparip (83.), 1:1 Saidi Ntibazonkiza (89.)

Lech: Krzysztof Kotorowski – Kebba Ceesay, Hubert Wołąkiewicz (87. Marcin Kamiński), Manuel Arboleda, Tomasz Kędziora – Łukasz Trałka, Kamil Drygas – Mateusz Możdżeń, Szymon Pawłowski (59. Kasper Hämäläinen), Gergo Lovrencsics – Bartosz Ślusarski (59. Vojo Ubiparip)

Cracovia: Krzysztof Pilarz – Marcin Kuś, Mateusz Żytko, Milos Kosanović, Adam Marciniak – Krzysztof Danielewicz, Sławomir Szeliga, Rok Straus (63. Marcin Budziński) – Edgar Bernhardt (46. Saidi Ntibazonkiza), Vladimir Boljević, Sebastian Steblecki (67. Dawid Nowak)

Żółte kartki: Drygas, Arboleda – Kuś, Szeliga, Ntibazonkiza

Czerwona kartka: Kuś (75.- za drugą żółtą)

Sędzia: Raczkowski (Warszawa)

Widzów: 14663.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments