fot. T-Mobile Ekstraklasa / x-news
T Mobile Ekstraklasa Lech Poznan Widzew Lodz n z Mateusz Mozdzen (Lech) Lukasz Broz
fot. T-Mobile Ekstraklasa / x-news

W meczu 26. kolejki T-Mobile Ekstraklasy Lech Poznań pokonał u siebie Widzew Łódź 4:0. Bramki dla Kolejorza strzelali Mateusz Możdżeń, Kasper Hamalainen, Bartosz Ślusarski oraz Gergo Lovrencsics. Było to już siódme z rzędu zwycięstwo poznaniaków, które pozwoliło ponownie zasiąść na fotelu lidera. Lechici czekają teraz na odpowiedź Legii Warszawa, która dziś rozegra swój mecz z Jagiellonią Białystok. A już za tydzień hitowe starcie w stolicy.

Przed meczem faworytem był zespół Lecha, ale niepokój wśród kibiców wzbudziło zestawienie gospodarzy. Z powodu urazów nie mogli wystąpić Luis Henriquez i Aleksandar Tonev, których w podstawowej jedenastce zastąpili Tomasz Kędziora oraz Możdżeń. Decyzją trenera Mariusza Rumaka na ławce rezerwowych spotkanie zaczęli Hamalainen i Ślusarski, od pierwszej minuty za Fina zagrał wracający po kontuzji żeber Karol Linetty.

Lech rozpoczął mecz z dużym animuszem, już w 2. minucie dwukrotnie dośrodkowywał piłkę w pole karne Lovrencsics, a całą akcję niecelną wrzutką zakończył Możdżeń. Odpowiedź Widzewa nadeszła sześć minut później, kiedy dobrze pod bramką Krzysztofa Kotorowskiego przyjmował futbolówkę Mariusz Stępiński, ale jego strzał poszybował wysoko ponad poprzeczką. Chwilę potem po dobrym podaniu Możdżenia Łukasz Teodorczyk ostro dogrywał piłkę wzdłuż pola karnego widzewiaków, ale nie zdążył do niej Linetty. Na kolejną groźną sytuację kibice czekali do 20. minuty, wtedy najpierw Kotorowski, a zaraz potem obrońcy Lecha zażegnywali niebezpieczeństwo pod własną bramką. W odpowiedzi najlepszą okazję do objęcia prowadzenia przez Kolejorza zmarnował Teodorczyk. Będąc sam na sam z Maciejem Mielcarzem fatalnie uderzył i piłka minęła bramkę o kilka metrów. W 33. minucie Kebba Ceesay przejął futbolówkę na środku boiska, wrzucił do Możdżenia, ale jego strzał minął słupek bramki gości. Na tym emocje w pierwszej połowie się skończyły.

Poznaniacy udanie zaczęli mecz, rzucili się na przyjezdnych, przeprowadzili sporo ofensywnych akcji, ale brakowało wykończenia, za dużo było nerwowości. Najbardziej aktywny był Lovrencsics, który starał się rajdami i dośrodkowania ze skrzydła stwarzać okazje kolegom. Wspomagali go Linetty, który miał dużo odbiorów w środkowej strefie, oraz zwłaszcza na początku Teodorczyk, jednak ten po zmarnowaniu dogodnej sytuacji zgasł, zaczął notować mnóstwo strat i zarobił głupią żółtą kartkę. Właściwego rytmu nie mógł odnaleźć Możdżeń, obrona zestawiona w dość eksperymentalnym zestawieniu miała problemy z komunikacją.

Trener Rumak od początku drugiej połowy zdecydował się na podwójną zmianę. Za Linetty’ego i Teodorczyka na boisko weszli Hamalainen i Ślusarski. Lechici znowu zaczęli bardzo ofensywnie i stworzył sobie dwie dobre sytuacje. Jednak w obu przypadkach na posterunku był Mielcarz, który obronił strzały Ślusarskiego. Za trzecim razem jednak już skapitulował. Dogrywaną przez Lovrencsicsa z rzutu rożnego piłkę przed pole karne wybijał Thomas Phibel, tam jednak czekał na nią Możdżeń, który huknął nie do obrony. Fantastyczne uderzenie z półwoleja. Trzy minuty później najlepszą okazję w meczu na strzelenie bramki miał Widzew. Z kontrą ruszył Stępiński, jednak jego uderzenie dobrze sparował na rzut rożny Kotorowski. W 60. minucie Lech strzelił kolejnego gola. Możdżen dobrze dogrywał do Hamalainena, ten w pojedynku biegowym pokonał Hachema Abbesa i znalazł się sam na sam z Mielcarzem. Strzał Fina bramkarz łodzian obronił, ale tak nieszczęśliwie, że piłka odbiła się jeszcze od nogi rozpędzonego piłkarza Kolejorza i wpadła do siatki.

Ten gol załamał gości, natomiast gospodarze grali z coraz większą swobodą i tworzyli sobie kolejne sytuacje podbramkowe. W 74. minucie jedna z wielu dobrych akcji Lecha zakończyła się powodzeniem, Rafał Murawski świetnie wypatrzył na skrzydle Huberta Wołąkiewicza, który w tempo dograł do będącego bez opieki w polu karnym Ślusarskiego. Temu pozostało tylko dostawić nogę. Do końca meczu Kolejorz dominował na boisku, raz po raz rozrywając defensywę Widzewa, brakowało jednak skuteczności. Świetną okazję zmarnował w końcowce Ślusarski po dograniu Lovrencsicsa. I kiedy wydawało się, że więcej bramek nie padnie, Lech wyprowadził jeszcze jedną kontrę. Ślusarski przebiegł z piłką niemal pół boiska, jednak zamiast podawać zdecydował się na uderzenie, które do spółki wybronili Mielcarz z Phibelem. Ale na to tylko czekał nadbiegający Lovrencsics, który mierzonym strzałem w długi róg strzelił czwartego gola. Sędzia już nawet nie wznowił gry i poznaniacy mogli cieszyć się z okazałego zwycięstwa.

O ile pierwsza połowa rozczarowała, to w drugiej zobaczyliśmy Lecha, jakiego chcielibyśmy oglądać zawsze. Długie, dokładne rozgrywanie akcji podaniami, by w końcu wykorzystać błąd przeciwnika i stworzyć sobie sytuację podbramkową, mnóstwo akcji i dośrodkowań. Widzew momentami ograniczał się do rozpaczliwej obrony i po prostu nie istniał na boisku. Dodatkowo poznaniacy zadali kłam opiniom o braku sił w końcówkach meczów, do ostatniego gwizdka biegali i walczyli o każdą piłkę. Na pewno wpływ na to miały dobre zmiany Hamalainena i Ślusarskiego, obaj strzelili po golu, ponadto byli bardzo aktywni przez cały czas, zwłaszcza Fin świetnie rozgrywał i podawał. Możdżeń w drugiej części gry także zagrał dużo lepiej i zdobył fantastyczną bramkę, Lovrencsics do końca siał popłoch na skrzydle i doskonale odnalazł się w ostatniej akcji meczu. W obronie kolejne bardzo dobre spotkanie rozegrał Marcin Kamiński, który stanowił zaporę nie do przejścia dla widzewiaków. Zresztą cała defensywa w drugiej części spotkania czuła się dużo pewniej niż przed przerwą.

Osobny akapit należy się także trenerowi Rumakowi. Od początku postawił na młodych Kędziorę i Linetty’ego, którzy na pewno nie zawiedli. Podwójna zmiana w przerwie pozwoliła naprawić to co szwankowało w pierwszych 45. minutach. Dziwić mogło to, że zszedł Linetty, ale był po kontuzji, a dodatkowo Hamalainen zaprezentował się chyba nawet lepiej. Ślusarski był groźniejszy pod bramką przeciwnika od Teodorczyka. Nawet Ivan Djurdjević, który zmienił Wołąkiewicza, pokazał kilka udanych zagrań i nie był gorszy od kolegów. Możdżeń dostał szansę od trenera, by zagrać od początku i zwłaszcza w drugiej połowie pokazał się z dobrej strony. Tylko pozazdrościć tak wyrównanej kadry, gdzie wcześniejszy rezerwowy zastępuje kontuzjowanego zawodnika z podstawowego składu, a różnicy na boisku nie widać. To może być kluczowe w końcówce sezonu.

Lech wykonał swoje zadanie, pokazał, że jest w formie i w spokoju może przygotowywać się już do wyjazdu w następnej kolejce do Warszawy. Legia z kolei ma przed sobą trudny wyjazd do Białegostoku i zagra pod presją, by odzyskać pozycję lidera.

Lech Poznań – Widzew Łódź 4:0 (0:0)

Bramki: 1:0 Możdżeń (50.), 2:0 Hamalainen (60.), 3:0 Ślusarski (74.), 4:0 Lovrencsics (90.)

Lech: Krzysztof Kotorowski – Tomasz Kędziora, Kebba Ceesay, Marcin Kamiński, Hubert Wołąkiewicz (75. Ivan Djurdjević) – Łukasz Trałka, Rafał Murawski – Mateusz Możdżeń, Karol Linetty (46. Kasper Hamalainen), Gergo Lovrencsics – Łukasz Teodorczyk (46. Bartosz Ślusarski)

Widzew: Maciej Mielcarz – Łukasz Broź, Hachem Abbes, Thomas Phibel, Michał Płotka – Princewill Okachi, Bartłomiej Kasprzak (58. Krystian Nowak) – Marcin Kaczmarek, Sebastian Dudek (58. Mehdi Ben Dhifallah), Bartłomiej Pawłowski – Mariusz Stępiński (77. Mariusz Rybicki)

Żółte kartki: Łukasz Teodorczyk – Hachem Abbes

Widzów: 21104

Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków).

 

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments