– Na razie skupiamy się na meczu z Wisłą, to jest teraz dla nas najważniejsze. Do Bazylei jedziemy później, żeby odrobić straty. Pokazać, że nie jesteśmy gorszą drużyną – powiedział po meczu z FC Basel obrońca Lecha Poznań Marcin Kamiński.
Defensor twierdzi, że lechici wiedzieli z kim się mierzą i nie odczuwali przesadnego respektu przed Szwajcarami. – Spodziewaliśmy się, że Basel w tym momencie to nie jest jakiś straszny przeciwnik, szczególnie w pierwszej połowie było to widać. Nie stworzyli sobie wtedy groźnych sytuacji. To my mieliśmy lepsze okazje, ale zawsze gdzieś brakowało ostatniego podania. Basel nas niczym nie zaskoczyło, byliśmy przygotowani na to, jak grają. Nasze błędy kosztowały nas tą dzisiejszą porażkę. Wiedzieliśmy na co ten zespół stać i na co nas stać. Potrafią wykorzystywać każdy błąd, to są takie spotkania, mocny rywal i dzisiaj mieliśmy tego przykład.
Kamiński mówił także o sposobie gry drużyny w tym spotkaniu i żałował niewykorzystanych okazji. – Wiedzieliśmy dobrze, że będziemy mieć swoje sytuacje, Basel często traci piłkę w prosty sposób, tak jak było to widać w pierwszej połowie. Skupiliśmy się na tym, żeby grać cierpliwie, taktycznie, to było kluczowe. Ale nie wykorzystaliśmy tego, co mieliśmy.
Mimo porażki obrońca Kolejorza nadal wierzy w awans i nie składa broni. Ale najpierw przed poznaniakami spotkanie w lidze, na wyjeździe z Wisłą Kraków. – Jeszcze wierzę, nie będę mówił, że już odpadliśmy, przegraliśmy. Wiemy, że nie będzie to łatwe zadanie, ale dlaczego mamy już się poddać, jest jeszcze mecz rewanżowy i dobrze się do niego przygotujemy. Na razie skupiamy się na meczu z Wisłą, to jest teraz dla nas najważniejsze. Puchary to piękna sprawa, ale liga to ponad trzydzieści spotkań, nie możemy sobie odpuścić, musimy od początku pracować nad tym, żeby wygrywać. Do Bazylei jedziemy później, żeby odrobić straty. Pokazać, że nie jesteśmy gorszą drużyną.
Po raz kolejny Lech stracił gola po stałym fragmencie gry. To największa bolączka zespołu, z czym w pełni zgadza się Kamiński. – W ostatnim czasie to nasz straszny mankament, straszne błędy popełniamy i nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Szczególnie w dzisiejszym meczu, nie wiadomo, jak ta piłka przeszła. Leciała na wysokości kolan, nie można mieć do nikogo pretensji, my jako obrona powinniśmy lepiej zaatakować. Nie wiem z czego wynikały te błędy, może brak komunikacji, sięgnięcia tej piłki. Wiemy, że to się dzieje zbyt prosto, mogliśmy ten mecz zupełnie inaczej zakończyć, a tak straciliśmy głupie bramki.
– Na pewno jeśli chodzi o napastników wiedzieliśmy, że obaj są groźni. Z Embolo sobie poradziliśmy, ale Janko, wyższy zawodnik, zdecydowanie więcej piłek do niego grali. Popełniliśmy proste błędy i musimy z tego wyciągnąć wnioski – obrońca mówił, że wszystkie tracone gole bolały, ale najbardziej ten pierwszy, kiedy nikt nie przeciął dośrodkowania z rzutu rożnego. – Każda ze straconych bramek bolała, bo nie były specjalnie stworzone w jakiś piękny sposób tylko po naszych błędach. Najbardziej chyba ta pierwsza, bo po rzucie rożnym, piłka na niskiej wysokości, a przechodzi niemal przez całe pole karne.
Piłkarz Lecha wyróżnił dwa momenty, które mogły pomóc drużynie odnieść dobry wynik. Jednak proste błędy w obronie nie pozwoliły drużynie odnieść sukcesu. – Bramka na 1:1 dodała nam otuchy, pomogła. Podobnie rzut karny obroniony przez Jasmina Buricia. Myśleliśmy, że to także nam pomoże, dostaniemy taki dodatkowy bodziec, że w tym momencie na pewno tego meczu nie przegramy, nie możemy do tego dopuścić. Ale proste błędy kosztowały nas w tym meczu porażkę.