– Ogromna radość, piękny sen. Od września, kiedy tu pracuję, dużo zdrowia mnie to kosztowało, ale dzisiaj naprawdę jestem szczęśliwy, bardzo się cieszę i mam dużo optymizmu na przyszłość – mówił po zdobyciu mistrzostwa Polski przez Lecha Poznań trener Maciej Skorża.
Kolejorz potrzebował jednego punktu, by przypieczętować tytuł. Jednak jego zdobycie nie było wcale taką łatwą rzeczą. – Ten mecz tak jak cały ten sezon obfitował w emocje do ostatnich minut. Wisła chyba swoją najgroźniejszą sytuację miała już w doliczonym czasie gry, w 94. minucie, wtedy naprawdę przeżywaliśmy trudne chwile. Ale tak jak ten cały sezon przebiegał, obfitował w różne zwroty akcji, często ta drużyna upadała, ale zawsze potrafiliśmy się podnieść, tak samo dzisiaj potrafiliśmy się obronić. To jest naszą dużą siłą. Jeżeli nie umieliśmy strzelić bramki, chociaż były ku temu okazje, to cieszę się, że zachowaliśmy czyste konto.
Szkoleniowiec był zadowolony z początku spotkania, wtedy lechici dominowali na boisku i wydawało się, że bramki są kwestią czasu. Jednak brakowało skuteczności, a z czasem Wisła zaczęła także zagrażać Lechowi. Na domiar złego na początku drugiej połowu kontuzji doznał filar obrony, Paulus Arajuuri. – Sam mecz bardzo dobrze zaczęliśmy, mieliśmy taką swobodę w grze, tworzyliśmy sytuacje, ale brakowało nam zimnej krwi. Nie od dziś wiadomo jednak, że skuteczność nie jest naszą silną stroną i dzisiaj też tak było. Po upływie trzydziestu minut to Wisła zaczęła coraz odważniej grać do przodu i coraz częściej nas nękać. W drugiej połowie obraz gry był bardzo wyrównany, widać było, że Wiśle bardzo zależało, by nam przeszkodzić w zdobyciu tego mistrzostwa. Zagrali bardzo dobry mecz, byli trudnym, wymagającym rywalem. Na szczęście nie straciliśmy głowy. Było niewiele momentów, kiedy traciliśmy kontrolę nad meczem i to było kluczowe. Nawet w tak trudnej sytuacji jak strata Paulusa Arajuuriego, naszego podstawowego środkowego obrońcy, dowódcy linii defensywy. Ale Tamas Kadar świetnie się wprowadził i potrafiliśmy szybko uporządkować naszą grę.
– Ogromna radość, piękny sen. Od września, kiedy tu pracuję, dużo zdrowia mnie to kosztowało, ale dzisiaj naprawdę jestem szczęśliwy, bardzo się cieszę i mam dużo optymizmu na przyszłość. Wierzę, że ta drużyna jest w stanie grać na naprawdę dobrym poziomie, nie tylko w naszej lidze, ale również w Europie – trener Skorża nie ukrywał radości po zdobyciu mistrzostwa Polski, ale zdaje sobie sprawę, że to dopiero początek drogi. Teraz dużo trudniejsza walka w europejskich pucharach i obronienie prymatu w polskiej lidze. – Bardzo mocno liczę, że to co się dzisiaj wydarzyło to nie jest apogeum możliwości tego zespołu. Wierzę bardzo mocno, że to jest osiągnięcie pewnego etapu, celu, a tak naprawdę prawdziwa zabawa przed nami dopiero się rozpoczyna. Ważne, byśmy jako klub, drużyna stanęli na wysokości zadania, żebyśmy realnie mieli szansę osiągnąć te cele, które są znacznie ważniejsze niż to, co dziś uzyskaliśmy.
Czy to mistrzostwo Polski z Lechem było trudniej zdobyć niż wcześniejsze z Legią Warszawa czy Wisłą Kraków? Szkoleniowiec uważa, że tak. – To było najtrudniejsze mistrzostwo ze wszystkich trzech, które udało mi się w pracy trenerskiej zdobyć. Być może to drugie, z Wisłą, było podobne, ale tamtą drużynę lepiej znałem. Tutaj stosunkowo krótki okres czasu pracy trenera, a musieliśmy sobie radzić w ekstremalnych sytuacjach. Mogę powiedzieć, że to mistrzostwo najlepiej smakuje, ale na gorąco to zawsze tak człowiek ocenia. Wiem jakie błędy popełniłem po zdobyciu poprzednich mistrzostw Polski i nie będę chciał ich powielać. Trzeba zrobić wszystko, by nasza walką o Ligę Mistrzów nie skończyła się na pierwszej rundzie, tylko byśmy realnie bili się do końca o fazę grupową. To jest cel każdej polskiej drużyny, każdego mistrza Polski od wielu lat. Dzisiaj w Poznaniu pokazaliśmy, że takie małe cuda potrafimy robić i miejmy nadzieję, że przełożymy to również na jesień.
– Wczoraj śniły mi się kwalifikacje Formuły 1 Grand Prix w Kanadzie, była taka fajna sytuacja, kiedy dwa Lotusy wyjechały w jednym czasie z pit stopu – żartobliwie odpowiedział trener zapytany o to, co mu się śniło w noc przed meczem. Dodał też, że nie zakładał negatywnego zakończenia sezonu. – Staram się nie myśleć negatywnie w takich sytuacjach, oczywiście to jest sport, życie, Burliga by strzelił bramkę w 94. minucie to wiadomo jakie byśmy teraz mieli nastroje. Ale zawsze wychodzę z założenia, że na martwienie się przyjdzie czas. Staram się skupić na tym jak mogę pomóc drużynie, zbudować atmosferę, obrać dobrą strategię. Jak coś złego się stanie to będę się martwił po fakcie, a nie przed.