Choć wspomnienia po jego walce na początku lutego wciąż są obecne w głowach wielu osób, on nie zwalnia tempa i już za miesiąc stoczy kolejny pojedynek w klatkoringu. Młody, zdolny i niezwykle skromny zawodnik Samolewski Team Poznań, Łukasz Demczur opowiada o przygotowaniach do Gali Night of Champions, swojej dotychczasowej karierze oraz o tym, co robi, kiedy w końcu znajduje chwilę wolnego. 

Magdalena Dubert: Za miesiąc masz kolejną walkę, a na pewno pamiętasz jeszcze tę poprzednią z Dominikiem Cacko. Czy już teraz można mówić o wzmożonym okresie przygotowawczym, czy jeszcze jest na to za wcześnie?

Łukasz Demczur: Wzmożony już chyba jest, bo właśnie zaczęły się sparingi. W treningu jestem od września. Czuć już czasem rutynę, chciałoby się odpocząć po poprzedniej walce. Ta z Dominikiem była ciężka, ale pierwszy raz minęła mi naprawdę szybko, bo po prostu nie odczuwałem kolejnych rund. Wiadomo, że im bliżej gali, tym będzie ciężej.

A co można rozumieć przez „wzmożony trening” ? Jest ich więcej, są intensywniejsze? Jak to wygląda w sportach walki?

W sportach walki poza nauką techniki nie ma łatwych treningów. Jeśli chodzi o MMA to jest to walka na każdej płaszczyźnie, więc wszystko się tu zmienia, raz jest stójka, raz zapasy, potem parter a następnie znowu wracamy do stójki.  Jeśli chodzi o wzmożone treningi to najcięższa jest wytrzymałość. Robimy dużo sekwencji, często się nie chce, bo po jakimś czasie wiadomo, co nas czeka. Jednak zawodnicy sportów walki czy to jest K1, boks czy MMA cały rok są w treningu, więc tu raczej o czymś lżejszym nie ma mowy. A przynajmniej mnie się tak wydaję.

W sportach walki wszystko może się zmienić w ułamku sekundy za sprawą jednego ciosu. Czy można więc mówić tu o czymś takim jak taktyka?

Taktyka musi być, ale wydaje mi się, że największe znaczenie ma tutaj głowa, psychika. Mamy jakiś plan na walkę i jego się trzymamy. Jeśli jednak uda się zadać cios, który przeciwnik odczuje to wiadomo, że ten plan momentalnie się zmienia, bo pojawia się chęć oddania, ale właśnie wtedy najbardziej przydaje się spokój. Według mnie trzeba po prostu mądrze walczyć. Jeśli trzymamy się taktyki to walczymy mądrze, nie podpalamy się, ale najważniejsza jest właśnie ta nasza głowa.

Fot. Magdalena Dubert
Łukasz Demczur/ Fot. Magdalena Dubert

Co czujesz, stojąc na ringu na moment przed rozpoczęciem walki? Kiedy patrzysz już przeciwnikowi prosto w oczy i wiesz, że za chwilę pojedynek się zacznie. Boisz się czasem ?

Tak, głównie w walkach amatorskich pojawiał się strach, nogi skakały, co chwile chciało się pić i oddech stawał się wyjątkowo szybki. Nawet wtedy, kiedy się jeszcze nie widzieliśmy się z przeciwnikiem. Myślę jednak, że teraz czuję z tego więcej przyjemności, a najcięższe dla mnie są obecnie treningi. Jak już staję na ringu to mówię sobie, że „to jest to!”, to ten moment, jest fajnie i nie ma odwrotu. Teraz trzeba tylko pokazać, że te treningi, miesiące na sali i sparingi się przydały.

A jeśli już mówimy o strachu, to przed walką bardziej boisz się o to, że możesz zostać pokonany czy o to, że może Ci się coś stać?

W walce zawsze staram się dawać z siebie sto procent żeby pomimo przegranej móc sobie powiedzieć, że zrobiłem wszystko. Wiadomo, zdrowie jest najważniejsze i po to się ciężko trenuje, żeby móc się obronić, ale gdybym musiał to sklasyfikować to tak, bardziej boję się o zdrowie.

Czy istnieje coś takiego, jak „lepsza przegrana”? Czy dla zawodnika MMA jest różnica, czy przegra przez nokaut czy decyzję?

Na pewno jest. Jak pod koniec lipca odklepałem to był niedosyt, bo całą rundę przeleżałem, zostałem pobity i nie mogłem nic zrobić. Jeszcze wcześniejszą walkę, chyba drugą zawodową, stoczyłem w trzech rundach, tak jak teraz z Dominikiem i przegrałem jednym sprowadzeniem. Ale w okresie przygotowawczym to też daje odpowiedź zwrotną czy te treningi idą w dobrym kierunku, bo mam za sobą dopiero pięć walk, a jeszcze dużo przede mną.

Czyli lepiej przegrać na punkty?

Zdecydowanie tak. Najlepiej jest jednak wygrywać.

Demczur vs. Cacko/ Fot. Magdalena Dubert
Demczur vs. Cacko/ Fot. Magdalena Dubert

Trenujesz od 10 lat. Czy w Twojej karierze były takie momenty, że pomyślałeś sobie „kurde nie, ten sport nie jest dla mnie, odpuszczam”?

No zdarzają się takie wątpliwości. Chyba każdy człowiek je ma i zastanawia się czy to co robi się mu opłaca. Ja też często tak mam, jednak znalazłem na to receptę. Zapisałem sobie cel, taki długoterminowy i jak dopada mnie chwila zwątpienia to sobie na niego patrzę. W tych chwilach są też przy mnie ludzie, dobrzy ludzie, rodzina, bracia, dziewczyna i przyjaciele.

Jakie jest Twoje największe sportowe marzenie i przeciwnik, z którym pojedynek uznałbyś za coś w rodzaju walki marzeń?

No wiadomo, kontrakt z największą organizacją na świecie UFC. O pasie na razie nie myślę, bo to jest dla mnie abstrakcja. A przeciwnik? W sumie to nie ma kogoś takiego. Może, gdybym się dłużej zastanowił…

A jakaś inspiracja?

O, takich asów to mam. Jose Aldo, były mistrz UFC. Do tego Frankie Edgar. Jednak jak zaczynałem, to taką największą inspiracją był dla mnie mój starszy brat, Radek. Każdy chciał być jak jakiś Ernesto Hoost, a ja miałem starszego brata, który w życiu jest moim wzorem. Zawsze chciałem robić to, co on i chyba do dziś tak jest.

Wiadomo, że puchary, zwycięstwa, rosnąca sława są ważne i dają „kopa” do dalszego działania, ale co jest najważniejszą rzeczą, którą dało Ci MMA?

Myślę, że to jest proces złożony. To, że tyle rzeczy się zrobiło, zwłaszcza przed samą walką bardzo kształtuje charakter. To, że jestem odważniejszy, że MMA pozwala mi uciec od stresu, ale też daje możliwość samodoskonalenia. Zauważyłem, że kiedyś miałem tylko szkołę i trening, a teraz łączę to z pracą i z innymi rzeczami. Dużo osób miało takie przeświadczenie, ja w sumie też tak na początku myślałem, że nie da się tego wszystkiego połączyć. Że jak już bijemy się zawodowo, częściej, intensywniej, na wyższym poziomie to dużo jest wyrzeczeń, no i faktycznie są. Wszystko jednak da się połączyć i myślę, że ta sztuka ustalenia priorytetów i organizacji czasu udała mi się właśnie dzięki MMA.

Łukasz Demczur vs. Dominik Cacko/ fot. Magdalena Dubert

Odejdźmy wreszcie od sportu. Co robi Łukasz Demczur kiedy nie pracuje, nie trenuje, kiedy w końcu ma czas wolny?

Nie ma takich dni! Ale kiedy już faktycznie mam wolny czas, to staram się go spędzać z rodziną. Najczęściej jest to możliwe właśnie po stoczonych walkach. Odpoczywam… hmm, na kanapie raczej nie. Mało oglądam telewizji, bo strasznie mnie irytuje. Staram się za to spędzać wolny czas z najbliższymi, z moimi młodszymi kuzynami, Jędrkiem i Olkiem, z dziewczyną. No i trochę go przeznaczam na obowiązki rodzinne.

Sprzątasz?

Dużo. Za dużo. Ale tylko tak, żeby było ładnie.

A czy masz jakieś życiowe motto, jakąś myśl przewodnią którą starasz się kierować?

Myślę, że najważniejsza zasada to prawo przyczyny i skutku. Głębsza filozofia. Jeżeli są dobre przyczyny i dwie drogi do wyboru, lżejsza i cięższa, a wybieramy te drugą, to skutkiem naszej decyzji będzie poznanie większych wartości.

Co daje Ci większego kopa w życiu. Samorozwój czy pewne czynniki zewnętrzne? Czuwający starszy brat, trener, itd.?

Myślę, że obie te rzeczy. Na przykład mój młodszy brat, Wojtek, który trenuje zapasy uczy mnie tej dyscypliny. Gdzie on ma dziewiętnaście lat, a ja dwadzieścia cztery! I gdzie ja biję się zawodowo, a on jeszcze nie! Wszystkie te elementy, mój rozwój, rozwój braci, a do tego treningi i powrót do gry mojej dziewczyny bardzo budują. Na tym etapie to wszystko ma na mnie wpływ.

Łukasz Demczur i Kinga Woźniak/ Fot. Roger Gorączniak
Łukasz Demczur i Kinga Woźniak/ Fot. Roger Gorączniak
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments