fot. T-Mobile Ekstraklasa / x-news
fot. T-Mobile Ekstraklasa / x-news
fot. T-Mobile Ekstraklasa / x-news
fot. T-Mobile Ekstraklasa / x-news

Lech Poznań, mimo ogromnej przewagi w drugiej połowie, przegrał z Legią Warszawa 1:0. Jedyną bramkę zdobył Miroslav Radović. Strata poznaniaków do lidera po tym meczu wynosi aż 10 punktów. W Warszawie nihil novi*, Lech znowu przegrywa…

Wynik tego meczu mógł mieć ogromne znaczenie dla końcowego układu tabeli i mistrzostwa Polski. W przypadku wygranej Legia miałaby bardzo bezpieczną przewagę nad Lechem, w razie porażki różnica punktów wynosiłaby tylko cztery punkty. Do tego dochodził prestiż spotkania, a także poczucie wyższości przed finałową rundą rozgrywek.

Trener Mariusz Rumak zaufał tym samym piłkarzom co w meczu z Lechią Gdańsk i nie dokonał żadnych zmian.

Już w pierwszej akcji meczu było groźnie pod bramką gości. Henrik Ojamaa doszedł do podania w polu karnym, ale uderzył obok bramki. Jeszcze lepszą okazję zmarnował chwilę później Tomasz Jodłowiec, który niepilnowany główkował, ale piłka poleciała nieznacznie ponad poprzeczką.

Lechici odpowiedzieli dopiero w 10. minucie, ale ze słabym strzałem Gergő Lovrencsicsa nie miał problemów Dusan Kuciak. Dużo groźniej było sześć minut później kiedy słowacki bramkarz gospodarzy musiał piąstkować piłkę przed pole karne po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Futbolówka trafiła pod nogi Szymona Pawłowskiego, który bez namysłu strzelił, niestety ponad bramką.

W kolejnych fragmentach gra się wyrównała i dopiero w 36. minucie kibice byli świadkami dobrej sytuacji dla Lecha, ale po indywidualnej akcji Pawłowski za słabo uderzył i Kuciak obronił. Odpowiedź Legii była natychmiastowa. Tomasz Brzyski świetnie zagrał między obrońcami Kolejorza do Jodłowca, ten ruszył skrzydłem i dośrodkował w pole karne. Tam Miroslav Radović sprytnie odepchnął Marcina Kamińskiego i z najbliższej odległości skierował głową piłkę do siatki. Można mieć wątpliwości czy obrońca Lecha nie był faulowany w tej sytuacji, jednak gwizdek sędziego milczał i gospodarze wyszli na prowadzenie.

Goście przebudzili się w końcówce pierwszej połowy, ale uderzenie sprzed pola karnego Pawłowskiego było niecelne, a w sytuacji sam na sam z Łukaszem Teodorczykiem wybił piłkę Kuciak.

Do przerwy wynik się nie zmienił, gospodarze po jedynym celnym strzale w pierwszej części gry prowadzili. Poznaniacy mimo, że stwarzali sobie więcej okazji nie potrafili skierować piłki do siatki.

Druga połowa miała zaskakujący przebieg. Kolejorz niemal całą połowę prowadził grę i oddawał kolejne strzały. Niestety po raz kolejny zawodziła skuteczność. W 51. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Barry’ego Douglasa główkował Teodorczyk, ale prosto w Kuciaka. Dziesięć minut później Pawłowski uderzał sprzed pola karnego, lecz wypiąstkował bramkarz. Po rzucie rożnym Lovrencsicsa Teodorczyk minimalnie przestrzelił głową. Dobrej okazji później ponownie nie potrafił wykorzystać Pawłowski.

Legia dopiero w 87. minucie stworzyła sobie dobrą okazję. Po indywidualnej akcji i założeniu „siatki” Mateuszowi Możdżeniowi Ojamaa zamiast podawać do kolegów strzelił prosto w Macieja Gostomskiego, a obrońcy zdążyli wybić piłkę na rzut rożny.

Poznaniacy do końca próbowali zdobyć wyrównującą bramkę, ale legioniści szczęśliwie się bronili i dowieźli korzystny wynik do końcowego gwizdka.

Paradoksalnie Lech nie grał źle, a zwłaszcza w drugiej połowie wręcz zdominował Legię. Niestety znów zawodziła skuteczność. O ile we wcześniejszych meczach nie miało to aż takiego wpływu na końcowy wynik, tak tym razem miało to decydujące znaczenie. Futbol bywa okrutny i przekonali się o tym lechici, którzy nie zasłużyli na porażkę, byli lepsi, ale przegrali z przeciwnikiem, który oddał w całym meczu tylko 2 (!) celne strzały.

W Lechu najlepiej się zaprezentował Pawłowski. Był motorem napędowym gości, dryblował, strzelał, tym razem jednak niecelnie. Reszta piłkarzy również się starała, nie można im odmówić ambicji. Niestety Teodorczyk po raz kolejny zawodził w decydujących momentach pod bramką rywala, Kasper Hämäläinen przez większość meczu niewidoczny, Lovrencsics również mniej niż zwykle udzielał się w ofensywie. Do Marcina Kamińskiego można mieć pretensje o to, że Radović tak łatwo go przestawił przy bramce, która była decydująca.

Po meczu kibice nie mogli mieć pretensji do piłkarzy o postawę na boisku, nie zabrakło walki, ambicji i determinacji. Niestety nie wystarczyło to nawet do remisu. Szkoda, bo Lech dawno nie zaprezentował się tak ofensywnie przy Łazienkowskiej.

 *nihil novi – z łaciny „nic nowego”

 

Legia Warszawa – Lech Poznań 1:0 (1:0)

Bramki: 1:0 Radović (37.-głową).

Legia: Dusan Kuciak – Łukasz Broź, Jakub Rzeźniczak, Dossa Junior, Tomasz Brzyski – Michał Żyro (56. Jakub Kosecki), Ivica Vrdoljak, Tomasz Jodłowiec, Henrik Ojamaa (90. Raphael Augusto) – Miroslav Radović, Ondrej Duda (75. Wladimer Dwaliszwili)

Lech: Maciej Gostomski – Mateusz Możdżeń, Hubert Wołąkiewicz, Marcin Kamiński, Barry Douglas – Łukasz Trałka, Karol Linetty (81. Daylon Claasen) – Szymon Pawłowski, Kasper Hämäläinen, Gergő Lovrencsics – Łukasz Teodorczyk

Żółte kartki: Łukasz Teodorczyk, Karol Linetty, Łukasz Trałka

Widzów: 28.238

Sędzia: Paweł Gil (Lublin).

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments