lechpoznanLech Poznań w tym sezonie funduje swoim kibicom prawdziwy roller coaster. Jeśli akurat gra na wyjeździe to wspina się mozolnie na szczyt konstrukcji i kiedy już osiąga najwyższy punkt przychodzi mu zagrać mecz w Poznaniu. A wtedy cała kolejka, lub jak kto woli Lokomotywa, nagle nabiera zawrotnej prędkości zjeżdżając w dół, a pasażerom, czyli kibicom, zapiera dech w piersi i odbiera mowę. Jednak nie z powodu adrenaliny, ale raczej poczucia bezradności i złości na swoich ulubieńców.

Doprawdy ciężko znaleźć druga taką drużynę, która odbiera punkty niemal wszystkim grając na obcych boiskach, a na swoim stadionie radośnie je rozdaje. Pal licho gdyby było odwrotnie. Znane są przypadki zespołów własnego podwórka, które wygrywają z każdym, kto tylko przyjedzie zagrać mecz na ich stadionie,a jednocześnie zapominają o umiejętnościach ledwo przekraczają granice swojego miasta. Lech chce być w tym względzie oryginalny. Że niby przytłacza presja poznańskich kibiców? Bez przesady, jeśli piłkarz nie umie odizolować się od trybun i skupić tylko na boisku to nigdy zrobi kariery poza własnym podwórkiem.

Kogo potrzebuje Lech żeby odczarować swój stadion? Szamana? Napastnika? Psychologa? A może trenera? 5 meczów bez zwycięstwa na Bułgarskiej i pojawiają się różne, nawet najbardziej fantastyczne, teorie co by tu zrobić, by w końcu wygrać.

Może niech jakiś czarownik zdejmie klątwę? Takiego najlepiej poszukać w Afryce, niech przyjedzie na stadion, zakopie magiczne artefakty pod murawą, odmówi tajemne zaklęcia i gotowe. Ewentualnie zrobi to zdalnie, należy jedynie podać odpowiednie dane. Zawsze można też spróbować w Turcji. Kamil Grosicki swego czasu opowiadał o początkach w Sivassporze: “Przed sezonem spotkaliśmy się całą drużyną, przyszedł szaman, wyjął nóż i zarżnął jakieś zwierzę. Baran to chyba był, pewny nie jestem bo nie patrzyłem. Kazali mi maczać palce w jego krwi, żeby przez najbliższy rok omijały mnie kontuzje“. Z kontuzjami Lech też ma problemy, ale lepiej, żeby odprawić rytuał za lepszą skuteczność. Chociaż z drugiej strony szkoda baranka.

To może psycholog? Ta opcja jest dużo popularniejsza w Polsce. Wiele klubów, a nawet reprezentacja, korzysta z pomocy specjalisty lub robiła to w przeszłości. Głównie chodzi o motywację, podniesienie samooceny, pewność na boisku. Tego chyba brakuje ostatnio napastnikom Lecha. Ale z drugiej strony psycholog nie zacznie strzelać za piłkarzy, a jeśli ktoś nie potrafi poradzić sobie z presją albo brakuje mu umiejętności, to może powinien zająć się czymś innym niż kopanie piłki. Franciszek Smuda, będąc selekcjonerem reprezentacji Polski, mawiał: Nie będzie w drużynie psychologa, bo nie mamy w niej wariatów.

Napastników w Lechu jest w sumie pięciu. Ślusarski, Reiss, Ubiparip, Lovrencsics i świeżo pozyskany Teodorczyk. Na papierze wygląda to nieźle, w praktyce im strzelać nie kazano. Ślusarz jesienią zdobył osiem bramek, kolejną dołożył w Chorzowie, tylko, że większość goli zdobywał na wyjazdach. W Poznaniu głównie pamięta się fatalne pudło w meczu z Pogonią Szczecin. Reksio z niejednego pieca jadł chleb, ale z Bełchatowem mając na nodze piłkę meczową zwyczajnie zgłupiał. I strzelił prosto w bramkarza. Ubi to jeden z najdziwniejszych transferów, widać, że chłopak ma umiejętności, ale nie może się przełamać, a kiedy wszyscy już postawią na nim krzyżyk, on nagle strzela bramkę, jak w meczu z Zagłębiem. Gergo miał wejście smoka do Ekstraklasy, później zaliczał coraz większy zjazd, kopiąc się jedynie po czole. I w końcu Teo. Reprezentant Polski. Wyróżniająca się jesienią postać w Polonii Warszawa. Ale w Lechu póki co, poza przebłyskami w Chorzowie, gra słabo. Może jeszcze się nie zaaklimatyzował do końca, ale powinien wiedzieć, co go czeka. W Poznaniu nie chcą kolejnych niewypałów jak Wichniarek czy Tshibamba, tu kibice oczekują kolejnego Lewandowskiego albo Rudnevsa. Jak na razie Mercedes nie odpalił, może przydałby mu się mały przegląd?

Na koniec chyba najbardziej kontrowersyjna teza – może Lechowi potrzeba trenera? Już słyszę te głosy oburzenia, jak to, przecież Kolejorz jest wiceliderem, ma średnią niemal dwa punkty na mecz, wspaniała passę na wyjeździe itd. Owszem, ale jest tylko drugi w tabeli i gdyby nie fatalna seria u siebie przegoniłby Legię Warszawa. Ale nie to jest najgorsze. Wydaje się, że trenerowi pomału brakuje pomysłów jak przełamać klątwę własnego stadionu. Nietrafione ustawienie jak z Polonią czy desygnowanie w pierwszej jedenastce katastrofalnego Drewniaka, który raz jest ustawiony tuż za napastnikiem, by dwa mecze później grać jako defensywny pomocnik. A tak naprawdę nie nadaje się na żadną z tych pozycji. Z Bełchatowem Rumak chciał ratować wynik Reissem, który ostatni występ zanotował w 9. kolejce. Mimo wielkiej sympatii do Piotrka i jego niemałych przecież umiejętności ciężko było się spodziewać, że to właśnie on strzeli zwycięskiego gola. Miał swoją sytuację, wręcz wymarzoną, ale spudłował niczym junior.

Rumakowi ciężko przyznać się do błędu, na konferencjach albo nie chce oceniać występów piłkarzy (Drewniak), albo mówi o braku równowagi między defensywą, a ofensywą, jak w drugiej połowie meczu z Bełchatowem. Mimo, że Lech rozegrał jedne z lepszych 45 minut w sezonie. Panie trenerze, jeśli drużyna strzela więcej niż traci to i tak wygrywa. Chyba, że celem jest 1:0. Ale wtedy trzeba wykorzystać chociaż jedną ze swoich sytuacji.

A propos skuteczności to dziś trener w rozmowie dla Głosu Wielkopolskiego stwierdził, że to jej brakowało, by wygrywać: “Pracujemy nad tym elementem, chcemy go poprawić. W ataku pozycyjnym poprawę moim zdaniem już widać. W meczu z Polonią oddaliśmy 24 strzały, 7 było celnych, ale były one słabe. W pojedynku z GKS tych strzałów było też 24, ale w tym już 14 celnych. Choć nie strzeliliśmy gola, ich jakość była już lepsza”. Doprawdy paradne. Czyli jak z Lechią Gdańsk Lech odda 24 strzały, z czego 21 będzie celnych, to jakość będzie już na najwyższym poziomie? Co z tego, że dalej nie padnie gol dla gospodarzy? Ciężko czasami nadążyć za tokiem rozumowania Rumaka.

Kolejny mecz przy Bułgarskiej dopiero za dwa tygodnie, oby przez ten czas trener Rumak znalazł w końcu jakiś skuteczny sposób na zwycięstwo u siebie, nieważne jaki. Cierpliwość kibiców też ma swoje granice. A po drodze jeszcze spotkanie z Pogonią w Lany Poniedziałek. Na szczęście w Szczecinie…

Śledź autora na Twitterze @M_Michalowski lub blogu Na pograniczu faulu

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments