Post Blog Majster: Nauczmy się kochać trenerów – tak szybko odchodzą… pojawił się poraz pierwszy w Echosportu.pl - Sport w Poznaniu.
]]>Obserwuj autora na Twitterze – @Jacniewski
Podniosłem w nim tezę, że rola trenera nie polega, jak mogłoby się wszystkim wydawać, na trenowaniu – tylko na braniu na siebie odpowiedzialności za błędy innych. W skrócie: są takim zderzakiem pomiędzy właścicielami (zarządami) klubów, a wściekłymi kibicami. Gdy ci pierwsi nie potrafią stworzyć drużyny na miarę oczekiwań i obietnic danych tym drugim, rzucają im na pożarcie trenera głosząc: „Oto winowajca!!! To jego wina!!!” Używając biznesowego języka (prezesi to przecież biznesmeni) określiłem to zjawisko jako: „Outsourcing winy”.
Śmiech mnie bierze, bo nie zdążył upłynąć nawet miesiąc, a już życie niezawodnie potwierdziło moją tezę.
Oto klub, niezmiennie wysoko (podobno) mierzący, mający wielkie ambicje (tak przynajmniej utrzymuje) – a rozpoczynający kolejny sezon od bolesnego zderzenia z rzeczywistością dna ligowej tabeli – zwolnił właśnie trenera. Trenera którego w identycznych okolicznościach zatrudnił rok temu. Mało!!! To już trzecia zmiana trenera w tym klubie w podobnych okolicznościach – trzeci rok z rzędu. Widać zmiana szkoleniowca po kilku pierwszych kolejkach sezonu, staje się stałym elementem klubowego biznesplanu?
Ciekawi mnie w takim razie, czy klub szuka już kolejnego kandydata, który za rok zastąpi obecnie zatrudnianego? Czy zacznie szukać dopiero na wiosnę? A może ma już całą długą listę nazwisk na kolejne lata?
Z doświadczenia wiem, że jak coś jest stałe – powtarza się niezmiennie kilka razy – nie może być przypadkiem.
Spójrzmy prawdzie w oczy. Jeżeli drużyna gra równo źle – trapią ją od lat te same problemy, grzechy i słabości – niezależnie od osoby trenera – dlaczego nikomu nie przyjdzie do głowy, że może jednak przyczyna leży gdzieś indziej? Nikomu z właścicieli i zarządu klubu oczywiście – bo kibice wiedzą to dokładnie. Nie wierzę – prezesi to przecież inteligentni, wykształceni ludzie i wytrawni biznesmeni, o czym świadczą ich wyniki finansowe. Wydaje mi się, że doskonale o tym wiedzą.
Kilka pytań:
Jak długo można mówić kibicom, że gramy o najwyższe cele, utrzymując jednocześnie wydatki na transfery na poziomie 0 PLN, pozbywając się w tym samym czasie najlepszych piłkarzy?
Jak długo jeszcze można iść w zaparte, że drużyna nie potrzebuje napastników?
Albo, że najlepszy jest napastnik, który w drugim roku pobytu w klubie, ma na koncie mniej strzelonych bramek dla tego klubu niż temu klubowi?
Jak długo jeszcze można myśleć, że kibice to kupują?
Panowie Prezesi, Właściciele!!!
Jako kibic od czterech dekad, mówię krótko: Ja tego nie kupuję!!!
To Wy jesteście za wszystko odpowiedzialni. To wy tworzycie i „budujecie” klub. To Wy zatrudniacie piłkarzy, trenerów i sztab. To Wy stwarzacie im warunki pracy, to Wy wytyczacie im cele (nie mylić z tymi, które mówicie kibicom, że wytyczacie)
To Wy jesteście odpowiedzialni za te wszystkie Islandie, Litwy, Grudziądze, Legnice, Stargardy i dziesiątki innych powodów kpin i drwin, które spadły na klub i kibiców.
Ach, nie… Wróć!!!
Zapomniałem… Przecież wszystkiemu winne są media…
Post Blog Majster: Nauczmy się kochać trenerów – tak szybko odchodzą… pojawił się poraz pierwszy w Echosportu.pl - Sport w Poznaniu.
]]>Post Blog Majster: Mocni w liczbach pojawił się poraz pierwszy w Echosportu.pl - Sport w Poznaniu.
]]>Ostatnie dwa mecze Kolejorza w Poznaniu przyniosły pewne drobne kontrowersje. Zarówno szanowani dziennikarze, jak i zwykli szarzy kibice, zauważyli pewną nieścisłość w danych publikowanych przez organizatorów meczów. Podejrzenia wzbudziła liczba kibiców na stadionie podana oficjalnie przez klub, będąca w opinii świadków nieadekwatna do stanu faktycznego. I to nieadekwatna w drastyczny sposób, ponieważ liczby tej nie sposób było wypatrzeć na trybunach. Zauważono, że połowa kibiców, którzy weszli na mecz musiałaby spędzać czas w toaletach lub na, słynnej i kultowej skądinąd, kiełbasie.
Nie będę oceniał czy klub podał autentyczną czy też zawyżoną frekwencję – nie sposób mi tego sprawdzić – ograniczę się tylko do stwierdzenia faktu, że doświadczeni w szacowaniu takich liczb dziennikarze, zbyli tylko klubowe dane śmiechem.
Wiadomo, że szacowanie „na oko” liczebności jakiegokolwiek tłumu jest niezmiernie trudne, skomplikowane i obarczone dużą dozą potencjalnego błędu. Przekonaliśmy się o tym niedawno także poza stadionem. Kłopoty mieli nawet fachowcy z samych szczytów władzy – ratusz miał swoje szacunki, policja swoje, wiadomości TVP swoje – i nikomu nie przeszkadzało, że były kuriozalnie różne.
Wiadomo – każdy liczy jak chce, wynik ma odzwierciedlać chęci i poglądy liczącego, a nie prawdę. Ta jak wiadomo nie jest jedna, można je mnożyć – jest „Święta Prawda”, „Też Prawda”, „G… Prawda”, jest i statystyka. Wiadomo – każdy postępuje według zasady: „Moja prawda jest najmojsza!!!”
Jednak chciałbym spojrzeć na to zagadnienie z nieco innej perspektywy, którą nieco nam przysłaniają omawiane liczby.
Otóż przed laty Lech chwalił się bitymi z roku na rok, śrubowanymi ponad możliwości kogokolwiek w Polsce, wynikami sprzedaży karnetów. Było to w sezonach poprzedzających upadek mistrzowskiej drużyny Zielińskiego. Lech co prawda zawsze słynął z dużej frekwencji na stadionie – nawet w II lidze, ale wówczas (pierwsze lata rządów Amiki) był na niesamowitej fali wznoszącej. Wydawało się, że wkrótce 30 tysięcy widzów na każdym meczu na Bułgarskiej może być standardem.
Niestety – jak dobrze wiemy, stało się dokładnie odwrotnie.
I tutaj właśnie moja dygresja. Nie podzielam opinii wielu, że kibice Lecha są jakoś szczególnie wymagający, chimeryczni – że są tylko i wyłącznie kibicami sukcesu.Nie zgadzam się ponieważ pamiętam jakie tłumy chodziły na mecze kiedy Kolejorz spadał do II ligi, jakie tłumy chodziły w II lidze i po powrocie do Ekstraklasy. Ludzie byli wówczas z Lechem na dobre i na złe. Bez dwóch zdań!!! Mimo, że wcale nie grał o najwyższe cele.
Co zatem się stało??? Oczywistym powodem jest gra Lecha – która jest zdecydowanie poniżej oczekiwań – ale nie tylko. To jest wyłącznie symptom choroby – jej źródłem natomiast jest coś zupełnie innego. Coś o czym wspominano już wielokrotnie wcześniej (słynny „brak chemii”) a co w skrócie można zdefiniować jako – brak uczciwości zarządców klubu w stosunku do jego kibiców.
Przykładem takiego braku uczciwości, kolejną cegiełką w murze budowanym pomiędzy zarządem a kibicami, jest także ta właśnie, prozaiczna wydawało by się, meczowa statystyka.
Ten właśnie permanentny brak uczciwości – ciągłe śrubowanie oczekiwań, gadanie o grze o najwyższe cele, o super ofensywach transferowych, braku kryzysów i panowaniu nad sytuacją, a które odczytać można jako: „kibice ani dziennikarze nie będą nam mówić co mamy robić”, jest faktycznym powodem dzisiejszego stanu rzeczy.
Gdyby zarząd uczciwie powiedział o co gramy, jakie są rzeczywiste ambicje i możliwości – kibice by wspierali ukochany klub. Tak samo jak w II lidze. Jeżeli natomiast czują się permanentnie nabijani w butelkę i oszukiwani, to trudno od nich tego wymagać.
Ale jak widać, zarządcy klubu nie potrafią być uczciwi nawet w tak banalnej sprawie, jak podanie rzeczywistej frekwencji na stadionie…
Zarząd mógł mieć 30 tysięcy widzów na każdym meczu. Mógł i był na dobrej drodze do celu. Woli jednak zawyżać frekwencję do 10 tysięcy.
I to jest dla mnie symboliczny obraz jego ambicji…
zdjęcia – Radio Merkury, Merkury Sport (via Twitter)
Post Blog Majster: Mocni w liczbach pojawił się poraz pierwszy w Echosportu.pl - Sport w Poznaniu.
]]>